Wyciagnął z rękawa rentgen,
Nie zdążył oderwać wzroku od kliszy,
kiedy koścista towarzyszka
szepnęła mu wprost do ucha -szach!
Ostatni ruch zaszył równiutkim ściegiem
i poszedł na spacer,długim korytarzem,
po bezzębnych sznurach świateł,
tuż przed ogłoszeniem wyników.
Próbował przez szybę
wyskoczyć na plac zabaw,
do innego świata,
na chwilkę chociaż.
Nie usłyszał ani kropli śmiechu
z drzewa oblepionego dziećmi,
tylko wierzby płakały
poza krajobrazem.
Zamknął okno.
Przejechał palcem po parapecie
ciężkim od pyłu
ze zdmuchniętych żyć.
Z kieszeni fartucha
łypnął do niego jednym okiem
kot Schrödingera,
jeszcze pod narkozą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz